Tak już jest, że paskudnie uparta ze mnie sztuka.
To, że coś zrobiłam nie najgorzej już raz, nie oznacza, że do tego nie wrócę i nie poprawię. I dobrze, jeśli na jednym razie poprzestanę.
Bywa czasem, że mam jakiś projekt w głowie, wiem, co mam zrobić krok po kroku i dokładnie wyobrażam sobie efekt końcowy, a potem patrzę na ten efekt i jest on taki... nijaki - jak tu.
Szkatułka wtedy wędruje na półkę i czeka na reanimację.
Sprawę ratuję albo ostatecznie pogrąża zazwyczaj pędzel i farby.
Tym razem złoto rządzi.
Szkatułka powędrowała do mojej cioci. Mam nadzieję, że wiernie jej służy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz